niedziela, 23 listopada 2014

Przepis na... ciasteczka maślane dla psa /23.11.14/

Hej wszystkim!

Wczoraj około 20 robiłam czekoladowe ciasteczka dla mojej rodziny, kiedy wpadłam na pomysł upieczenia czegoś dla Harusia. Młody leżał na moich stopach bacznie mi się przyglądając, tak mnie pilnował, a nawet nie będzie mógł spróbować tego, co robię. Kuchnia i tak była brudna, więc tak na prawdę nie miałam dodatkowego sprzątania. Przepis wymyśliłam sama, jeżeli to w ogóle można nazwać przepisem. Ciasteczka robi się w parę minut z trzech składników, piecze się je 10 minut - cała filozofia. Efekt jest powalający, Harry dla tych ciach da się pokroić ;) 

SKŁADNIKI:

~ szklanka mąki (150 gram)
~ pół kostki masła (100 gram)
~ szczypta soli

WYKONANIE:

1. Do miski wrzucamy ciepłe masło i mąkę, posypujemy szczyptą soli.










2. Zagniatamy ciasto i formujemy je w kulkę.










3. Możemy wsadzić je na chwilę do zamrażalnika, nie trzeba. Potem dzielimy dla ułatwienia na dwie części i robimy rulony (jak na kopytka tylko mniejsze).










4. Kroimy na plasterki o grubości pół centymetra.










5. Pieczemy 10 minut w 180 stopniach.










PODSUMOWANIE:

PLUSY:
+ bardzo łatwe wykonanie
+ długi termin ważności do spożycia w porównaniu z mięsnymi ciasteczkami
+ psom na pewno posmakują
+ niedrogie
+ smakowicie pachną
+ wspaniała i naturalna nagroda

MINUSY:
brak

Trudno określić kształt powyższych smakołyków, mi przypominają robaczki xD Ciasteczka są świetne, można je zrobić przy okazji pieczenia czegoś innego. Następnym razem, kiedy będę się brała za ich pieczenie, zrobię go podwójnie lub nawet potrójnie, żeby mieć większy zapasik :) Może kiedyś Wam się ten przepis przyda, mam taką nadzieję.

Następna notka będzie bardziej treściwa i ciekawsza. I promise. Ukaże się dopiero w grudniu.

Do napisania i smacznego!
Maria i Harry.

niedziela, 16 listopada 2014

Nothing unusual /16.11.14/

Witajcie!
Dziś nie  mam nic konkretnego Wam do przekazania... życie toczy się dalej, na spacery chodzimy tylko w weekendy. Codziennie w tygodniu wracam do domu 17-18 i nie dość,  że jest ciemno, to u nas (jak na złość!) nie ma na osiedlu latarni. Nie wspominając o tym,  że nie mam zupełnie czasu na choć półgodzinne przechadzki z Harry'm. Czasem natłok zadań mnie przytłacza, rano budzę się z myślą co będę robić, kiedy wrócę ze szkoły, w nocy kładę się spać z listą wypiasnych rzeczy,  które będę robić następnego dnia.. Też czasem tak macie? Pogoda również nie spisuje się, tak jak powinna, słońce nie zaszczyciło nas w weekend swoją obecnością, szkoda. Mimo tego nasze spacery są długie i spokojne. Harry załapał,  że nie opłaca się ciągnąć, bo wtedy na pewno nie pójdziemy tam, gdzie chce. Wczoraj na spacerze spotkaliśmy tę samą panią z labradorką, co tydzień temu,  w dokładnie tym samym miejscu. W drodze powrotnej spotkaliśmy inną panią też z biszkoptowym labradorem. Nazywał się Milo, miał cztery lata i kolczatkę.. Psiaki chwilę się powąchały, a Harry wylizał mu nos (każdemu piesełowi tak robi ;)).

Dziś rodzice byli z Harry'm nad morzem - niedzielna tradycja. Ja zaś byłam z moim młodszym bratem w filharmonii na "Strasznym Koncercie" - wspaniała muzyka :).

Teraz pora na kilka zdjęć,  których jeszcze nie dodawałam na bloga. Niektóre są przeterminowane, za czasów,  kiedy jesień była o wiele cieplejsza :)








Fotki powyżej to tabletowa jakość, nie było sensu przenosić ich na kompa, obrabiać itp.











Zdjęć tym razem nie oznaczałam, nie było sensu, bo nie są jakieś świetne.

Czasem pogoda okropnie mnie wkurza, zero słońca,  ładnego nieba, zimno ale bez śniegu - co to ma być?! Uwielbiam za to świąteczną atmosferę, dziś mój tata zniósł 7 kartonów ze świątecznymi rzeczami ze strychu,  niedługo będziemy przystrajać dom :D.

Najbliższy tydzień będzie całkiem fajny, mam tylko dwa sprawdziany, w piątek jest premiera "Kosogłosa", w sobotę czwarty "Bieg na 6 łap", jutro zamawiam szelki, więc też powinny niedługo przyjść :)

W kolejnym poście spodziewajcie się informacji na temat tego, co ostatnio kupiliśmy/dostaliśmy,  czyli taki prawie haul.

Trzymajcie się!! ♥ 

sobota, 8 listopada 2014

/8.11.14/

HEJ !!

Ostatnie tygodnie zleciały nam bardzo szybko, niby jest coraz chłodniej, jednak ostatnio nad samym morzem było 20 stopni, wielu ludzi się kąpało, Harry oczywiście również. Muszę wspomnieć o tym, że gdy porównuję pierwszy wyjazd nad morze z teraźniejszymi, wiedzę kolosalną różnicę. Harry się słucha (prawie zawsze), nie skacze na ludzi przechodzących, jak kiedyś było, teraz nie zwraca na nich uwagi, liczy się tylko kijek, woda i my ;) Dobra, ma słabość do psów i ludzi biegających, ale i tak jest coraz lepiej.



Zdjęcie roku! Pies stojący na jednej łapie głową do dołu ;)


Aporter ponad wszystko


Plusk!

Nad morze jeździmy co tydzień w niedzielę, to jest już nasz rytułał ;)
Na ostatnim morskim spacerku spotkaliśmy pięcioletnią goldenkę, Harry trochę z nią (a może za nią?) poszalał. Zabawa wyglądała mniej więcej tak, Złocista biegła za kijem do wody, a Harry za nią.


Ogonki w górę !


Wiem, że zdjęcia znad morza mogły Wam się już dawno znudzić... Ale cykanie zdjęć jest silniejsze od wszystkiego.. Nawet nie macie pojęcia, ile fotek czeka w kolejce na wstawienie na bloga ;)


Kijeczek ;)

Kilka dni temu byliśmy w parku. Niestety nie spotkaliśmy żadnego psijaciela do wyszalania, zresztą u nas w parku nie można spuszczać psów, a rasy uznawane za agresywne muszą mieć do tego kagańce. Pojechaliśmy tam głównie w celu zrobienia zdjęć i normalnego spaceru, więc nie jesteśmy tam zbyt często. 








Wczoraj moja mama dała Harry'emu ugotowane i pokrojone mięsko z kurczaka..



i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego,




gdyby nie fakt, że..




ów plastikowy talerz...


  
został....




rówież.........







pożarty!


Dziwnie wyszło to zdjęcie, jednak są to szczątki niebieskiego, plastikowego talerzyka kupionego w ikei parę lat temu. Tyle zdołałam uzbierać, żeby specjalnie zrobić zdjęcie ;) 


Dziś byliśmy na godzinnym spacerku po wsi, po drodze spotkaliśmy suczkę lab'a z jej właścicielką. Była wzrostu dokładnie takiego, jak Harry, a miała już pięć lat. Może nasza Harunia już też nam nie urośnie... Szczerze, to jeżeli ma rosnąć to lepiej już wzwyż niż wszerz, w porównaniu do spotkanego labradora Harry był patyczakiem, więc na razie nie ma mowy o nadwadze i otyłości, całe szczęście! 

Żegnamy się z Wami i do następnego napisania! 


PS Czy Wasze psy też chodzą tak wcześnie spać? Harry śpi od godziny i nie zapowiada się by jeszcze dzisiaj wstał ;) 


Pa!